Myśl, jedna, druga, setna, tysięczna i tak dalej i tak
dalej. Niczym konie cwałem przebiegają przez nasz umysł często robiąc w nim
bagno, tnąc na kawałki jakby tasakiem. Myśli – stworzyciele nie jednej łzy
tańczącej gdzieś pod powieką lub spadającej w dół po chłodnym policzku. Myślimy
ciągle, ciągle coś nam siedzi w głowie; przepis na ciasto, co musimy zrobić,
jakieś zadanie do szkoły, tekst piosenki, słowa, osoby. Kiedy przychodzi
zakochanie nagle osoba, którą kochamy staję się kumulacją każdej z myśli, które
jakby spłoszone, oszalałe biegają po naszej głowie. Co robi, gdzie jest, czy
się uśmiecha, czy mnie potrzebuję, pytania rodzą pytania, rozmnażają się jak
bakterie. Zapominamy jeść, zapominamy, która jest godzina, nasz mózg programuje
się na jeden tryb życia – ONA/ON. Nie potrzebujemy jeść, spać, oddychanie
odbywa się automatycznie i gdybyśmy nie robili tego mechanicznie dopiero dusząc
się pewnie byśmy sobie o nim przypomnieli, potrzebujemy tylko przytulenia,
słowa, gestu od tej, jednej osoby. I, wiesz kiedy wstaję rano, Słońce budzi się
ze mną, wszystko wkoło drzemie, to ja już mam myśli o Tobie. Czy śpisz, czy nie
marzną Ci stópki, czy nie masz koszmarów, a może Ci się śnię. Ponadto mówią, że
ponad 97% ludzi po obudzeniu się sprawdza, która jest godzina, a ja biorę
telefon tylko po to żeby spojrzeć na zdjęcie, zdjęcie, które pobudzi mój mózg o
wiele bardziej niż kawa. Mogę zaspać, mogę biec przez pasy, mogę zasypiać na
zajęciach, a mój mózg wciąż pracuję na nerwach, które jakby przyjęły Twoje
imię, jakbym nie miał w sobie już DNA, a Twoje imię, jakby moje oczy straciły
swój kolor, a nabrały wokół źrenic zarysów Twojej twarzy. Jak małe dziecko
otulam kocykiem wspomnień własne serce i kołyszę je w nich, ukajając też każdą
krwinkę tęsknoty, które pływają gdzieś wewnątrz mnie. Stałaś się moim dotykiem,
którym chcę odkrywać świat, moim słuchem, którym chcę słuchać co on do mnie
szepce, moim węchem, którym chcę zachwycać się światem, moim wzrokiem, którym
chcę patrzeć na niego i wiedzieć w nim piękno przez pryzmat Twoich morskich
oczu, Stałaś się moimi ustami, moim
smakiem, i chcę Tobą smakować każdy dzień, a kiedy odejdziesz nie będę miał
nic. Będę żył w martwej ciszy, w mroku własnego serca Będę jak ptak bez
skrzydeł. Powiesz, że jak bezgwiezdne niebo, bo gdy patrzysz na nie jest czarne
jak kawa i smutne. Ale nie bój się, każda myśl o Tobie to gwiazda, więc stworzę
całą konstelację i w każdej z nich niczym Składowska – Curie znajdę pierwiastek,
mój osobisty tlen i będę oddychał nim. Nie będę smutny, obiecuję, bo widzisz
kiedy zamknę oczy czuję Cię obok, mam Cię i dotykam. Będę powietrzem, którego
nie widzisz, ale jest obok, a Ty będziesz moim powietrzem, którego nie widzę, a
nim oddycham. I proszę nie mów, że zapomnę, że przestanę o Tobie myśleć, gwiazdy
żyją miliony lat, nie umierają z dnia na dzień, trwają choć są niechciane przez
Księżyc, który pragnie tylko Słońca.