sobota, 6 lipca 2013

Pewna historia.

Szarość Księżyca pada gdzieś na moją duszę i otula mleczną łuną. Ona budzi się jak po narkozie, chwilowym wyłączeniu od świata, od bólu. Od pierwszej sekundy bombarduje Ją ogromny ból, który sprawia, że skurczyła się i zaczęła płakać. Biorę nóż i rozkrajam siebie delikatnie bądź brutalnie by ujrzeć jak leżąc gdzieś w przyciasnej klatce żeber umiera szeptając do pokutego serca.
- Jaki sens jest w codziennym umieraniu kiedy nie rodzę się nowo?
Pyta poranionego przez doświadczenie mięśnia. Jednakże on tylko cicho, coraz ciszej wystukuję rytm, który brzmi jakby ostatnie kroki skazańca.
- Zielona mila. – mówi mózg.
Umierasz, bo chciałaś dobrze. Umierasz, bo walczyłaś by wszczepić radość do innych serc. Umierasz, bo tych serc nie ma. Nie ma, pokroiły się nawzajem jak tani kawał mięsa. Umierasz, bo czujesz jak nasze serce pomału zostaje poćwiartowane. Setki tysięcy noży wbija się w nie, a ono nie walczy, nie krzyczy, wie, że nikt go nie słyszy. Jest niemym krzykiem wśród zgiełku pieniądza i własnego ega. Ono tylko jest i jak wątrobą Prometeusza czeka na pożarcie zwierzęcych ludzi. – dokończył chłodno rozum.
- Zwierzęcych ludzi, czyż to nie oksymoron? Zwierzęta mogą być ludzkie, ale czy ludzie zwierzętami? A więc przez tyle lat ewaluowali z małpy w człowieka, z prymitywa do inteligentnego dwunogiego stworzenia, by na koniec ich kręgosłupy skrzywiły się z zazdrości i pychy, i zamieniły się w czteronożne bestie?
Nastała cisza. Niewidoczne oczy każdego organu napełniły się łzami.
Tylko serce, to ciche, skrzywdzone, wybuchnęło ogromnym szlochem.
Nie panując nad tym co mówi, w końcu będąc oszalałym organem, kierującym się emocjami, zaczęło krzyczeć:
- Jeśli mam umrzeć to jako ja, jako alegoria uczuć, nie będę kamieniem przewracającym innych ludzi by zdarli do krwi swoje uczucia. Będę kochać, płakać i będę wariatem oszalałym z odczuć. Mogą mnie zamknąć w jeszcze mniejszej klatce i mogę dalej rysować się o kraty ostrych oddechów, nieważne, ja będę kochać, kurwa mać.
Zszokowani desperacją głównego przemytnika życia patrzyli z niedowierzaniem na siebie.
Padały różne szepty:
- Poddać się to jak sprzedać własnego siebie.
- Nie możemy wątpić, zawsze wierzy w nas ten w lustrze.
- Czy walka o idee, z góry przegrana to nie walka z wiatrakami?
- Nie lepiej być Don Kichotem, mającym jakąkolwiek idee niż próżnią na łańcuchu?
- Ale my już poddaliśmy się autodestrukcji, czy możemy to zmienić?
- A czy Jacek Soplica nie poddał się wódce by później walczyć o swą ojczyznę, miał cel, zarażał tym ludzi jako ks. Robaczek?
- Wiara, tak ciężko mi wierzyć, a w połączeniu z nadzieją mam wrażenie, że to krzyż przytłaczający i wbijający w glebę, żłobiąc depresję.
- Może zamiast patrząc na nie jak na krzyż ujrzyj w nich tyczkę, dzięki której przeskoczysz mury każdego zwątpienia i problemu.
Równo zszywam skórę i zamykam siebie wewnątrz. Spoglądam w lustro.
Nie wiem kim jestem. Mam wrażenie, że pomiędzy upadkami zgubiłem gdzieś siebie.
Gdzieś wraz ze spływającą krwią spłynęło moje ja.
Dotykam lewej strony żeber. Biję jeszcze tam.
Moje serce, moje uczucia, moje wnętrze, moja dusza.
One są. Chcą być, chcą walczyć pomimo ostrzy rzeczywistości.
A więc umrę, umrę tutaj, jako Michał. Nie będę wampirem wysysającym marzenia.
Nie będę lwem pożerającym pragnienia i sentymenty.
Postanawiam umrzeć.
Michał.

26.06.2013r.  

8 komentarzy:

  1. Mistrzostwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi osobiście się nie podoba, dlatego nie ja to wrzuciłem, ale dziękuję ;))

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Ala jak zawsze kochana. Ale dużo mi do tego brakuję. ;-)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Nikita za każdy komentarz, który mnie motywuje dalej. Jesteś wielka.

      Usuń
  4. Napisane dobrze, ale również mi się nie podoba, bo masz swoje słonka, które Cię kochają i są dla Ciebie i Ty również bądź dla nas, ja to tak odebrałam, nie wiem jak miało być :)

    OdpowiedzUsuń