Szarość Księżyca pada gdzieś na
moją duszę i otula mleczną łuną. Ona budzi się jak po narkozie,
chwilowym wyłączeniu od świata, od bólu. Od pierwszej sekundy
bombarduje Ją ogromny ból, który sprawia, że skurczyła się i
zaczęła płakać. Biorę nóż i rozkrajam siebie delikatnie bądź
brutalnie by ujrzeć jak leżąc gdzieś w przyciasnej klatce żeber
umiera szeptając do pokutego serca.
- Jaki sens jest w codziennym umieraniu
kiedy nie rodzę się nowo?
Pyta poranionego przez doświadczenie
mięśnia. Jednakże on tylko cicho, coraz ciszej wystukuję rytm,
który brzmi jakby ostatnie kroki skazańca.
- Zielona mila. – mówi mózg.
Umierasz, bo chciałaś dobrze.
Umierasz, bo walczyłaś by wszczepić radość do innych serc.
Umierasz, bo tych serc nie ma. Nie ma, pokroiły się nawzajem jak
tani kawał mięsa. Umierasz, bo czujesz jak nasze serce pomału
zostaje poćwiartowane. Setki tysięcy noży wbija się w nie, a ono
nie walczy, nie krzyczy, wie, że nikt go nie słyszy. Jest niemym
krzykiem wśród zgiełku pieniądza i własnego ega. Ono tylko jest
i jak wątrobą Prometeusza czeka na pożarcie zwierzęcych ludzi. –
dokończył chłodno rozum.
- Zwierzęcych ludzi, czyż to nie
oksymoron? Zwierzęta mogą być ludzkie, ale czy ludzie zwierzętami?
A więc przez tyle lat ewaluowali z małpy w człowieka, z prymitywa
do inteligentnego dwunogiego stworzenia, by na koniec ich kręgosłupy
skrzywiły się z zazdrości i pychy, i zamieniły się w czteronożne
bestie?
Nastała cisza. Niewidoczne oczy
każdego organu napełniły się łzami.
Tylko serce, to ciche, skrzywdzone,
wybuchnęło ogromnym szlochem.
Nie panując nad tym co mówi, w końcu
będąc oszalałym organem, kierującym się emocjami, zaczęło
krzyczeć:
- Jeśli mam umrzeć to jako ja, jako
alegoria uczuć, nie będę kamieniem przewracającym innych ludzi by
zdarli do krwi swoje uczucia. Będę kochać, płakać i będę
wariatem oszalałym z odczuć. Mogą mnie zamknąć w jeszcze
mniejszej klatce i mogę dalej rysować się o kraty ostrych
oddechów, nieważne, ja będę kochać, kurwa mać.
Zszokowani desperacją głównego
przemytnika życia patrzyli z niedowierzaniem na siebie.
Padały różne szepty:
- Poddać się to jak sprzedać
własnego siebie.
- Nie możemy wątpić, zawsze wierzy w
nas ten w lustrze.
- Czy walka o idee, z góry przegrana
to nie walka z wiatrakami?
- Nie lepiej być Don Kichotem, mającym
jakąkolwiek idee niż próżnią na łańcuchu?
- Ale my już poddaliśmy się
autodestrukcji, czy możemy to zmienić?
- A czy Jacek Soplica nie poddał się
wódce by później walczyć o swą ojczyznę, miał cel, zarażał
tym ludzi jako ks. Robaczek?
- Wiara, tak ciężko mi wierzyć, a w
połączeniu z nadzieją mam wrażenie, że to krzyż przytłaczający
i wbijający w glebę, żłobiąc depresję.
- Może zamiast patrząc na nie jak na
krzyż ujrzyj w nich tyczkę, dzięki której przeskoczysz mury
każdego zwątpienia i problemu.
Równo zszywam skórę i zamykam siebie
wewnątrz. Spoglądam w lustro.
Nie wiem kim jestem. Mam wrażenie, że
pomiędzy upadkami zgubiłem gdzieś siebie.
Gdzieś wraz ze spływającą krwią
spłynęło moje ja.
Dotykam lewej strony żeber. Biję
jeszcze tam.
Moje serce, moje uczucia, moje wnętrze,
moja dusza.
One są. Chcą być, chcą walczyć
pomimo ostrzy rzeczywistości.
A więc umrę, umrę tutaj, jako
Michał. Nie będę wampirem wysysającym marzenia.
Nie będę lwem pożerającym
pragnienia i sentymenty.
Postanawiam umrzeć.
Michał.
26.06.2013r.
Mistrzostwo.
OdpowiedzUsuńMi osobiście się nie podoba, dlatego nie ja to wrzuciłem, ale dziękuję ;))
UsuńMichał, jesteś cudowny. / A.
OdpowiedzUsuńAla jak zawsze kochana. Ale dużo mi do tego brakuję. ;-)
UsuńCudne :3
OdpowiedzUsuńDziękuję, Nikita za każdy komentarz, który mnie motywuje dalej. Jesteś wielka.
UsuńNapisane dobrze, ale również mi się nie podoba, bo masz swoje słonka, które Cię kochają i są dla Ciebie i Ty również bądź dla nas, ja to tak odebrałam, nie wiem jak miało być :)
OdpowiedzUsuńBez komentarza :*
OdpowiedzUsuń