Droga siostrzyczko.
Cześć, Kruszynko. Jest późno, a ja nie potrafię zasnąć, choć
jestem cholernie zmęczony. Od dłuższego czasu moje oczy zamykają się tylko, gdy
już nie potrafią się podnieść z powrotem. Dlatego postanowiłem napisać list,
choć adres jest nieznany, za to odbiorca bliski mi bardziej niż moje ciało. Piszę
do Ciebie, bo tak bardzo brakuję mi Twojej obecności, słów, całego fragmentu
mojego życia, który łączy się z Twoją osobą. Tak dawno nie widziałem Cię w
moich snach, że zaczynam się bać, że już o mnie nie pamiętasz. Wiem, że to
abstrakcja, przecież przysięgaliśmy sobie „razem na zawsze, razem do piekła”, a
Ty nigdy nie zawodzisz. Mimo to chcę przypomnieć o sobie byś tak po prostu
odwiedziła mnie tu, w moim świecie.
Minęło pół roku od ostatniej rozmowy z Tobą. Dla jednych
może to być choroba, dla jednych dar, jedni mogą twierdzić, że oszalałem, inni,
że mam ogromne szczęście. Ale ja cieszę się, że rozmawiam z Tobą w snach, że
mam Cię w ten sposób. To taki substytut. Karmię się nim tak jak często zamiast
ulubionej pizzy zjem kanapkę. Nie jest ona pizzą, ale jednak mam co włożyć do
buzi, dlatego powinienem się z tego cieszyć. W ostatnim śnie mówiłaś, że co by
się nie działo Ty jesteś tam wśród mebli, regałów, pokojów, wśród ludzi, którzy
mnie otaczają i że będziesz zawsze. Powtarzałaś, że coś złego się stanie, coś
co może zrujnować świat, który zaczynałem budować, ale żebym się nie poddawał
wtedy, żebym pokazał swoją siłę, a w chwilach zwątpienia patrzył na Twoje
zdjęcie, zamknął oczy i zobaczył, że przytulasz mnie. Miałaś rację. Mój świat
zniszczyła pewna kobieta, choć ufałem jej ogromnie. Miałaś rację. Czułem, że to
koniec, dusiłem się samym powietrzem, jakby było zatrute. Jakby cały świat był
zatruty jadem, który ja ciągle pochłaniałem, a on powolnie zabijał wszystko we
mnie. Ale pamiętałem o Twoich słowach, o obietnicach, które składałem przed
Tobą patrząc Ci w oczy. Będę walczył, choćbym był bez broni i zbroi przeciwko
uzbrojonej po zęby armii. Nawet jeśli będę sam, a naprzeciwko mnie setki ludzi
chcący mojej porażki. Obiecałem też to Mamie, obiecałem Wam to. Dlatego nie
poddałem się, zniszczyła mnie na piec sekund, kiedy cały świat przymrużył oczy.
Pewnie podniosłem się i zrobiłem kroki do przodu, wyrzucając za siebie zbędne
śmieci związane z Nią. Teraz stoję w tym miejscu i wiem, że jestem dalej. Do
mety daleko, ale chyba jestem przed półmetkiem. Problem w tym, że pełno
ścieżek, dróg i przeszkód mam teraz przed sobą. Nie mam pojęcia, w którą stronę
się udać, w którą stronę skręcić i jak przeskoczyć te ogromne góry, które przeszkadzają
w drodze do marzeń. Chciałbym wybrać dobrze, by znaleźć wiarę i nadzieję,
zerwać je i schować w kieszenie w ogromnej ilości. Chciałbym by to był start,
kolejny start za którym rozbiegnę się ile mam sił. Wiesz, że rzadko o coś
proszę, że wolę radzić sobie sam niż liczyć na kogoś. Ale, wiesz też, że bardzo
liczę się z Twoim zdaniem, dlatego proszę daj mi znak, albo przyjdź w końcu. Powiedz
jak Ty to widzisz, jak widzisz mnie za parę miesięcy. Czy jestem tym kim chciałabyś
bym był? Czy jesteś dumna ze mnie? Czy śmiało powiesz, że jestem Twoim bratem? Jakie
popełniłem błędy, o których na kolejnych etapach mam pamiętać? I w końcu, która
z dróg jest wg Ciebie drogą przeznaczoną właśnie na moje buty? Chyba trudność
tych decyzji mnie przeraża, chyba to nie ten level, nie jestem gotowy, chyba nie
potrafię przejść tego poziomu, boję się, że za chwilę wyskoczy mi GAME OVER
MICHAŁ.. Wiesz, że rzadko się boję. Ale teraz jestem przerażony jak małe
dziecko. O wiele bardziej niż gdy ojciec wracał do domu, niż gdy słyszałem jego
kroki na schodach. Chyba nawet wtedy się nie bałem, wiesz? Tzn. myślę, że bałem
się nie tyle o siebie, ale o Ciebie, Mamę i Kubę. Czy wystarczy mu wyżycie się
na mnie, czy będzie szukał u Was wydobycia gniewu, albo rozrywki. Bałem się, że
Mama będzie płakać, a przecież robiliśmy wszystko by tak nie było. I owszem ten
strach mogę porównać z tym teraz. Boję się nie o to, że nie spełnię marzeń czy
że znowu poniosę porażkę, ale o to, że zawiodę Was. Że cała wiara jaką we mnie
pokładacie okaże się zmarnowana na kogoś kto na to nie zasłużył. Boję się, że
ojciec miał rację – jestem nikim, który nic nie osiągnie. Zerem, którego
miejsce jest gdzieś na dnie. Boję się, że Wy to zobaczycie, że będziecie
patrzeć na mnie jego oczami. To by mnie zabiło, zniszczyło. To była by moja
śmierć, nic innego mnie nie zabije, nawet biała kobieta z kosą. Dlatego jeśli
tylko możesz i chcesz proszę przyjdź i przedstaw mi każdą swoją myśl, bym mógł
rozciąć ją jak zmarłego człowieka i odczytać każdy fragment, by dowiedzieć się
wszystkiego, przeanalizować każdy nerw. Zrobić sekcje każdemu z wyrazów, by
dotrzeć do każdego z wniosków. I jeszcze jedna sprawa. Malutka, straciłem swoją
radość i uśmiech gdzieś między codziennością. Nie wiem kiedy nawet. Widzę, że
nie jestem już tym kim byłem, moja energia, cały pozytyw kryjący się pod moją
skórą gdzieś wyparował jak woda. Czuję się jakoś szaro, jakby ktoś kreślił
teraz mnie ołówkiem. Jestem jakiś niepewny, zagubiony, może jestem tylko
szkicem? Brakuję mi kolorów, jakieś euforii, emocji, wzburzeń. Chciałbym żebyś
usiadła obok, wzięła pędzel i pomalowała mnie, tak jak robiłaś to kiedyś, gdy
tu byłaś. Chciałbym przenieść radość z naszych wspólnych zdjęć do
teraźniejszości. Przyjdź, uśmiechnij się i daj mi chwilę bym zapamiętał to na
dłużej, bym zapamiętał jak się uśmiechać, jak się to robi. Chcę znowu żyć
dokumentując każdy dzień choć najmniejszym uniesieniem kącików ust. Coś we mnie
jest, coś co mnie zjada, pożera i wprowadza ciemność, ale jeszcze nie wiem co. Jeszcze
nie dotarłem do tego. Uczucie, że popełniam błąd mnie przygniata wraz z bezradnością,
bo nie wiem co nim jest. Naprawdę błagam, posiedź ze mną, ja będę czekał, jutro
i pojutrze i po prostu zawsze, czy to w kuchni czy w salonie, ja będę czekał z
dłońmi chcącymi mocno chwycić Cię i już nie wypuścić. Wierzę, że mnie słuchasz,
wierzę, że się pojawisz, że przyjdziesz. Wierzę, że żyjesz, bo mam Cię w sercu
i nie tylko ja. Mam wspomnienia i chwilę, one wciąż trwają, ich seans we mnie
jest całodobowy aż do wyczerpania się moich organów. Nigdy w to nie zwątpię,
choć brak mi Twojego ciepła i zapachu unoszącego się w naszym domu. Brak mi
ciągle zajętej łazienki, ubrudzonego lusterka błyszczykiem przez napis: wzięłam
Twoją bluzę, nie gniewaj się, buziaczek. Brak mi kłótni o ostatni kawałek pizzy
i jaki film oglądamy. Brak mi wszystkiego, bo brak mi każdej cząstki Ciebie.
Ale przecież mam tu misję jak rycerz. Jestem nim, dla Mamy. Zdobędę odznaczenia
i wrócę do Was zmęczony ciężką podróżą. Czekam na Twoją wizytę w krainie mojego
mózgu, a Wy czekajcie na mnie w krainie wieczności.
To pierwszy list do Ciebie, ale pewnie nie ostatni. Jest
noc, jutro kolejny dzień. Kończę, zamykam oczy i czekam. Buziaczek.
Twój Michał