Cześć.
Jest zimno, palce z lekka zesztywniały mi, ale postaram się je rozgrzać, tańcząc nimi na klawiaturze, by przekazać Wam kolejną porcję swoich beznadziejnych myśli. Ale dziś, dziś te myśli zawierają zbyt cudowną osobę, by móc nazwać te myśli katastrofalnie popieprzonymi. Jest kolejna z nocy kiedy marznę nie śpiąc i kolejna z nocy kiedy już Cię tu nie ma. Ile było takich nocy? Tysiące. Ale każda z nich jest inna. Bo czas wciąż rozmywa kolejne wspomnienia o Tobie zapisując na ich miejsce jakieś sytuacje, które powracają wciąż i wciąż kują. Czas zabrał mi Ciebie, ale nie pokonał Nas. Czas próbuje wymazać Cię z pamięci, ale nie potrafi z serca. Chciałbym zawsze pamiętać barwę Twojego głosu, gdy jesteś uśmiechnięta i zapominać jedynie głos zalany łzami i żalem. Chciałbym pamiętać wyraz Twoich oczu, gdy cieszyłaś się, że jesteś tu, na zimnej glebie, między niebem, a piekłem, a nie krystaliczną słoną ciecz tańczącą gdzieś na końcach Twoich rzęs. Chciałbym pamiętać Twój dotyk, dotyk przepełniony miłością, a nie strachem. Chciałbym zawsze pamiętać Cię taką jaką chciałem Cię widywać - szczęśliwą. Chciałbym by moja pamięć nie była zdjęciem, które wystawione na deszcze, Słońce i próby czasu zwyczajnie się niszczy. Dlatego często myślę o Tobie, wspominam Cię i mam Cię w sercu, głęboko tam jest kwiat, najpiękniejsza Lilia, którą chowam dla Ciebie, to miłość, która jest przejrzysta i czysta jak woda. Mamo, często mówię do Ciebie. Często patrzę w niebo i próbuję odgadnąć za którą chmurą się chowasz, albo w gwiazdy i szukam tej, która byłaby tak lśniąca jak Ty. Czasem układam czy to z chmur, czy z gwiazd różne obrazki i myślę, że może chcesz mi coś przekazać przez to. Może to śmieszne, może dziecinne. Nie zwracam uwagi na to, próbuję tylko dojrzeć Cię w swoim codziennym życiu, próbuję tylko szukać kontaktu z Tobą, znaku od Ciebie, że jesteś i patrzysz wciąż, bo w to, że kochasz nie zwątpię nigdy. Wiem, że z każdym krokiem, który często bywa tak ciężki jakbym dopiero uczył się chodzić, stoisz obok. Patrzysz i asekurujesz mnie bym nie upadł, bym nie zrobił sobie krzywdy. A, gdy Twój refleks zawiedzie z żalem biegniesz po apteczkę i chcesz osuszyć łzy bólu. Wiem, że tak jest, choć nie ma Cię. Wiem, czuję to, po prostu, czuję Cię obok każdego dnia. Czasem gdy zamykam oczy przenoszę Cię z tamtych czasów do teraźniejszości. Staram się zobaczyć Ciebie w kuchni piekącą ciasteczka ciągle nucącą coś pod nosem, roześmianą, uśmiechniętą - Najcudowniejszą Mamę pod Słońcem. Próbuję grać zmysłami i usłyszeć jak wołasz Nas czy Ci nie pomożemy; widzę Naszą Czwórkę jako wzór silnej i gotowej oddać za siebie wszystko, rodziny. Ale rzeczywistość w końcu wraca. Kuchnia jest pusta. Pokoje też. A Wy jesteście jedynie na fotografiach wieńczących całe mieszkanie. Podobno rany się goją, a moje dopadł chyba jakiś wirus, bakteria, która ciągle je rozdrapuje. Nie potrafię zagoić rany, zaszyć Jej i tylko czasem wspominać jak to się stało, że ona jest. Bo nie potrafię pogodzić się z myślą, że Was nie ma, że czemu akurat ja zostałem, a nie Wy? Rana za każdym razem powiększa się i bardziej boli. Czasem myślę, że pożre mnie jak wściekły niedźwiedź, a ja nawet nie będę się bronił. Zamknę oczy i poczekam aż to się stanie. Jest mi ciężko, bardzo. Kiedy ma się przy sobie ideały z marzeń tracąc je tracimy wszelkie fundamenty, koncepcje i często zapominamy cieszyć się z małych rzeczy. Bo wiedzieliśmy, czuliśmy jak to jest kiedy mamy wszystko tak jak chcemy, takie jak chcemy, wszystko to czego potrzebowaliśmy. Ta pustka jest jak rak, szybko się rozprzestrzenia i w równie wszystkim tempie zabija. I często, gdy idę na spacer, a bit równo wybrzmiewa mi w uszach obserwuję ludzi. Tak często widzę szczęśliwe pary prowadzące dziecko za rękę. Mijając plac zabaw i zatroskane matki, które na każdym kroku pilnują swojego małego skarba. Obserwuję mnóstwo zachowań ludzi. I tak często im zazdroszczę. Nie, nie patrzę na markę butów, bluz, czapek, które mają na sobie, ale na ludzi wkoło nich, na więzy jakie ich łączą. Tak ciężko w naszych czasach doceniać rodzinę. Ludzie traktują to jak coś oczywistego. Ale co będzie jak nagle znikną? Życie jest gorzej kruche od herbatników czy ciastek owsianych. Możesz przymknąć powieki, a otwierając je dowiedzieć się, że Twoja matka nie żyje. Kiedy powiedziałaś/łeś Jej, że Ją kochasz? Dawno, prawda? A kto zmieniał Ci pieluchy, uczył mówić, chodzić? Kto Ci pomógł być człowiekiem? Kto oddał Ci całego siebie? Zapominamy o tym ile Oni - rodzice, rodzeństwo dla nas znaczą, póki nie stracimy ich bezpowrotnie. Bo jeśli wzbiją się ponad gwiazdy już nigdy nie spadną na Ziemię. Wracając do Ciebie, Mamo. Wiesz, że tęsknię, to oczywista rzecz i każdy dzień powiększa ochotę skoczenia w tamten świat, jak w nieznaną rzekę. Ale wiesz również, że kocham Cię i nigdy nikogo tak nie pokocham, taką miłością, chyba, że własne dzieci. Dlatego liczy się dla mnie Twoje szczęście, Twój uśmiech. Przychodząc do Ciebie, w tamten wymiar. Wiem, że zraniłbym Cię jak nigdy. Dlatego jestem tu jak gladiator, gotowy na najgorsze walki, byle byś po tym jak polegnę, gdy przeciwnik zwany życiem stanie się silniejszy, przywitała mnie z uśmiechem, bez żalu. Jestem tu, mam cele i plany, mam misję i nie poddam się nigdy. Jestem tu i będę choćbym krzyczał wniebogłosy z bólu i zwijał się nie mogąc go przezwyciężyć. Przysięgam Ci, że każdy dzień będzie kolejnym występem na arenie, arenie rzeczywistości, z którą będę walczył choćbym stracił wszystko. Kocham Cię, tęsknię i czekaj na mnie nie tracąc choć na chwilę uśmiechu. Wybaczaj błędy i bądź, wciąż bądź. A ja, ja złożę bukiet najpiękniejszych kwiatów na zimnym obsypanym śniegiem marmurze, który przypomina Twoją bladą i zimną skórę. Śpij królowo, Twoja misja się skończyła - wychowałaś rycerza.