niedziela, 10 marca 2013

Kiedy wypuszczam z papierosa dym..

Siemano.

Za oknem namiastka Syberii, którą mam w sobie. Nie wiem czy to przez brak Słońca, ale zamarzam każdego dnia bardziej. Czy lód może być bardziej lodowy? Chyba łamię jakieś prawa fizyki. Jestem zimnym człowiekiem z tętniącym sercem, pracującym mózgiem i zdrowymi kończynami. Ale pogrzebałem swoją duszę. Gdzieś pomiędzy tęsknię, a kolejną nocą. Nie odwiedzam jej, nie przynoszę jej kwiatów, nie potrafię wrócić do tam, bo wiem, że straciłem wtedy siebie, swój kręgosłup moralny, swoje ja, fundamenty, które mnie tworzyły. Miałem być filarem, który nie runie, a okazało się, że jestem zbudowany z kart, które jeden podmuch wiatru rozproszył na wszystkie strony. Jak mam odnaleźć każdą część siebie skoro, każdą z nich mają osoby, które wzięły i tak po prostu wyrzuciły mnie z życia. Tak jak papierek po zjedzonym ulubionym batonie, jak stare, niepotrzebne już rzeczy. Dotykam swoją dłonią torsu i jest zimny, tak jakbym nawet cieleśnie zamarzał. Jakby krew wsiąkała gdzieś w głąb i zanikała, lub może też zamarzła. Stoi w miejscu i nie może przepłynąć i dlatego nie mogę wstać, nie mogę biec, nie mogę się ruszyć z miejsca. I stoję ciągle tu i nic, ciągle nic nie wiem. Jestem na zakręcie bez żadnych drogowskazów, bez dłoni,która byłaby najlepszym z ratunków. Nie mam bezpiecznej przystani wśród włosów i obojczyka osoby, która wzięła najpiękniejszą część tej duszy, mnie, całego mnie. Część, o którą najbardziej dbałem i byłem najbardziej przywiązany. Milczę, a na ustach mam miliony słów. Zaciskam zęby i powieki by nie patrzeć jak nisko upadłem. Szukam dłońmi jakieś twardej rzeczy, ale nic nie ma ja spadam wciąż, choć mogłoby się wydawać, że niżej nie można. Gdzie ten wesoły dzieciak,który tak cieszył się życiem? Grzebię w pamięci, przerzucając na boki wszystkie śmieci; wspomnienia, plany, marzenia, wszystkie sytuacje, które wbiły nóż czy to w plecy czy serce. Na samym końcu tego bałaganu siedzi mały chłopiec. Ma podkulone kolana, jest zapłakany, smutny i sam. Ktoś zabrał mu skrzydła i siedzi tu na dnie mojego umysłu. Boi się wszystkiego i ma ochotę uciekać, ale jest mały i potrzebuję kogoś kto by go poprowadził. Chciałbym mu pomóc, wyciągnąć rękę, ale choć jestem parę lat starszy mam takie same obawy. Tak samo się czuję. Nic się nie zmieniło przez te wszystkie lata. Jedynie parę znamion przybyło, ale to przecież normalne, podobno. Patrzę na zasypane ulice. I wyobrażam sobie, że właśnie po moich żebrach, które przykryte są śniegiem ucieka życie, przewraca się na zlodowaciałym zakręcie między jednym żebrem, a drugim i szybko przebiega na wątrobę. Chowa głęboko ręce do kieszeni, bo marzną mu od zamarzniętych ścian mojej skóry. Pragnie uciec do ciepła, tak jak Ci ludzie na ulicy. Wypuszczam dym z ust, a on na wietrze rozmywa się powoli. Tak jest z ludźmi, wychodzimy zewnątrz drugiego człowieka na świat, który powoli rozszarpuję nas na kawałki i rozmywamy się na końcu umierając wśród setki tysięcy innych ludzi. Każdy z nas jest taki sam. Szary i trujący. Różnimy się marką, czy to Malboro, LM, a może z przemytu ruskie, zwykłe cholernie trujące papierosy. Różnią nas usta wydmuchujące nas  na powierzchnię ziemi, w jakim celu i w jaki sposób. Papieros wygasa tak jak wygasa życie w naszych sercach. Wszędzie rozsypuje się popiół, ale nie ma szans by jakikolwiek feniks się w nim odrodził. Pozbywamy się tego, wyrzucamy peta i popiół. Tak jak wyrzucamy serce, kiedy tak bardzo boli. Ale w końcu wyjmujemy kolejnego szluga i kolejny raz rodzimy w sobie uczucia. Kolejny raz pozwalamy, by kręciło się nam w głowach, wariował żołądek i by ktoś uzupełniał swoje dziury naszymi częściami. Dajemy mu wszystko co tylko zapragnie, płuca, serce, żołądek. Pożycza i nie oddaje już nigdy. A my znowu jesteśmy puści i smutni. Zagubieni, mali, słabi, krążymy, ale przez brak celu i sensu, wariujemy, ale z tęsknoty. Siadam na łóżku i ucieka mi z ust: kurwa mać. Nie wiem gdzie jesteś, o czym myślisz i co robisz. Nie wiem jak wyglądasz i czy się uśmiechasz, ale chyba chciałbym byś tu była i dała się zatracić gdzieś pomiędzy Twoimi włosami, a dziesiątym, zatracającym całego mnie pocałunkiem Twoich dwóch płatków najpiękniejszych róż. Nienawidzę siebie, nienawidzę siebie, że mam ten pierdolony zespół DCKW, do cholery, kurwa wróć.

12 komentarzy:

  1. Życie jest ciężkie ale my musimy je przeżyć jak najlepiej, mimo tych wszystkich upadków, w końcu drugi raz się to nie powtórzy. Trzeba korzystać puki jeszcze możemy..
    Pozdrawiam ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się łapać każdy dany mi haust głęboko w płuca i żyć całą pizdą za przeproszeniem. :)

      Usuń
  2. Gratuluję talentu.

    OdpowiedzUsuń
  3. ogrom talentu.

    OdpowiedzUsuń
  4. widzę jesteśmy talentem proszę pana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałem trzy razy to czytać, bo za każdym razem rozumiałem,że mówisz to o sobie i takie zdziwienie,że ktoś piszę mi na blogu,że jest talentem, to takie nie ludzkie, by to raczej się hejtujemy,że jesteśmy beznadziejni xD Okulary kupię!

      Usuń
  5. wrócisz jeszcze na moblo, zobaczysz :)

    OdpowiedzUsuń