środa, 6 marca 2013

Ty, otwórz oczy bo nie ma czasu na sen

Joł.

Na jakiej podstawię Bóg wybiera ludzi, którzy odchodzą z tego świata zgaszeni jak świeczki jednym dmuchnięciem silniejszego wiatru. Czy jest to zwykłe losowanie jakiegoś psychopaty pstryk i nagle serce staję się zimnym kamieniem, a po chłodnych policzkach lecą gorące łzy? Czy naprawdę istnieje plan pisany nam, według którego działamy i istniejemy? Czemu inni mają szanse dożyć nawet stu lat, a inni umierają nie rodząc się? Czemu znowu dotykam lodowatej dłoni złożonej na drugiej człowieka leżącego w trumnie, który nie dożył nawet trzydziestu lat? Czy ktoś kto tym kieruję patrzy na nas, ale nie przez pryzmat tłumu, a jako indywidualną jednostkę? Czy patrzy na to, że jestem dziewiętnastoletnim Michałem, który walczy o marzenia, czy kwalifikuje mnie do młodzieży, mężczyzn, Michałów świata. Mówią, że wszystko co oddajemy do nas wraca. Jeśli tak to zastanawia mnie fakt, iż moja mama zmarła w bólu, nie tracąc nawet na chwilę nadziei, że Bóg istnieje, a ludzie są dobrzy. Miała zaledwie trzydzieści parę lat, a osiągnęła i zrobiła wszystko by stać się wzorem dla takiego zwykłego człowieka jak ja. Przeszło ogromne piekło jakim jest patologiczny mąż, razem to przeszliśmy. Jednocześnie pomagała każdemu, jej dłoń nigdy nie opadała, bo wychodziła z założenia, że nie ma ludzi złych i każdy jest bratem, bądź siostrą. Często cierpiała przez swoją dobroć i zostawała spoliczkowana czy to fizycznie przez ojca czy psychicznie przez słowa niewdzięcznych skurwieli. Miała wrażliwe serce, które oddawała każdemu, nawet nieznajomym osobą mijanym na ulicy. W zamian zachorowała na raka, cierpiała bardzo i najgorsze, że chowała to w sobie. Zawsze cierpiała w samotności. Była skałą, której nie dało się skruszyć, nawet, gdy śmierć po Nią przyszła miała uśmiech na ustach. Musiała zostawić nas i wiem, że to Ją najwięcej kosztowało i najbardziej bolało. Była idealną, wzorową matką. I nikt nigdy nie zajmie jej miejsca w moim sercu. To miejsce będzie zawsze żywe, nigdy nie umrze. To najpiękniejsza część mojego serca. Śmierć jest normalna. Głupie stwierdzenie, bo przecież, gdy dotyka nas poprzez wyrwania części nas i zabrania siłą kogoś w ostatni taniec cierpimy, krzyczymy, błagamy,  dygoczemy, rwiemy się, spalamy, kruszymy, gubimy, płaczemy, umieramy, pękamy. Ale śmierć jest normalna. Tak jak normalne jest Słońce w dzień, a Księżyc w nocy. Każdego dnia umiera, ginie, morduje się tysiące ludzi. Jutro zginą kolejne tysiące i mogę to być ja, możesz to być Ty. Nie wiesz tego. Nie masz też pewności czy to nie będzie ktoś z kim rozmawiałeś pięć minut temu. Wiesz, miałem ziomka, zbiliśmy pjontke, powiedział, że wszystko u niego na lajcie i lepiej być nie może, poznał kobietę, twierdził, że Anioł, że lepszej nie ma. Pożegnał się i wyszedł. Popierdoleniec rozbił jego szczęście na szybie swojego samochodu. Byłem ostatnią osobą, która poczuła ciepło Jego dłoni, później każdy trzymał, całował już zimną dłoń. Czasem boję się zamknąć powieki, bo myślę, że mogę ostatni raz to zrobić. Mimo wszystko boję się śmierci, ale nie względu na ból, a ze względu na ludzi, których kocham, którzy są mną, moim sercem, żebrem;jednym, trzecim i piątym. Mną, moim kręgosłupem i barkami, którymi nosimy ciężary zrzucane znienacka i przygniatające z ogromną siłą do ziemi. Boję się o nich. Bo wiem, że znaczę dla nich tyle ile oni dla mnie. Wiem, że wraz zamknięciem mojej trumny oni spłonęli by żywcem z bólu. Nie mógłbym spokojnie patrzeć na to jak osoby, które wyciągały mnie z całych sił z najgorszego gówna ledwo oddychają, bo ból zacisnął im pętle na szyi. Boję się o moją rodzinę, bo bardzo dużo już przeszliśmy. Funkcjonujemy w kawałkach ledwo sklejonych, ale razem jakoś jeszcze brniemy na przód nie rozpadając się. Ale jeśli kolejna osoba skruszy się w popiół, ta układanka również runie i pytanie czy złoży się na nowo? Nie wiem tego i nie chcę wiedzieć. Pomimo wszystko ciekawi mnie świat za ścianą powiek. Co jest potem? Czerń i nicość? Czy będę pełzającym robakiem, którego zgniecie mnie jakiś dzieciak? A może będę duchem w postaci wiatru obmierzający cały świat. Czy istnieje piekło i niebo? A może piekło i niebo jest już tu? Niebem można nazwać chwilę, gdy jesteśmy szczęśliwi by potem spaść na samo dno do piekła, do żywego ognia by tam wycierpieć tyle ile się uśmiechaliśmy, a czasem z ogromną nawiązką by zapamiętać, że uśmiech jest powodem by za chwilę cierpieć. Jestem tylko człowiekiem i nie wiem wielu rzeczy. Jedyne czego pragnę to uśmiech jako znamię na sercach moich bliskich. Jedyne czego chcę to to by mój dotyk był wieczny i zostawił ślad, a oddech wciąż wyczuwalny by wiedzieli, że jestem kiedy moja historia zakończy się. Chcę by ktoś powiedział: popełniał błędy, ale był człowiekiem godnym poznania. Chcę być spadającą gwiazdą, która pozostawia swój ślad. Dobranoc, przywitajcie świt, nie wieczną czerń.

10 komentarzy:

  1. świetne naprawdę jesteś mistrzem, mistrzów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden z najlepszych blogów na blogspocie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś cholernie interesujący, mądry i ciekawy. Rzadkość.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam czytać to co piszesz i cieszy mnie fakt, że znów zacząłeś wylewać swoje myśli na bloga. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Michał, jesteś niesamowity.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przesadzasz, naprawdę. Jestem taki jak każdy.

      Usuń